Seiko Sea Horse to jeden z nabytków z ostatniej wyprawy do Indii. Kupowany u muzułmańskiego zegarmistrza w ciasnych zakamarkach Old Delhi. Zegarmistrz nie znał angielskiego, a moje hindi ogranicza sie do kilku chrząknięć, więc w zasadzie rozmowa była na migi. Kiedy pokazałem mu iż chodzi mi o prawdziwe zegarki - takie nakręcane, wydobył z pod lady swojego kramikukilka pudełek pełnych starych zegarków. Był to przeważnie złom i szmelc, lub bardzo daleko idące pasówki. Sprawę pogarszał klimat w którym palące słońce sprawia że tarcze szybko blakną, a jeśli nie słońce to na pewno dopadnie je monsunowa wilgoć wdzierająca się nawet do zegarków water-proof.
O tym jak wyglądają zakupy zegarków w Azji i na Bliskim Wschodzie napisze osobno gdyż jest to temat ciekawy a parę rzeczy wiedząc można upolować perełki.
Na potrzeby tej historii dodam tylko że będąc w takich stronach poluję właśnie na marki tamtejsze - no bo japońskiemu Seiko bliżej do Indii niż do Europy. Warto pamiętać o jeszcze jednej rzeczy z punktu widzenia kolekcjonerskiego - otóż wiele firm "azjatyckich" produkujących zegarki chociażby -Seiko, Citizen czy Orient ma dwie polityki sprzedażowe. Inne produkty, innej jakości wraz z innymi katalogami trafiają "na Świat" czy "na Europę" a często zupełnie inne na rynki rodzime, panazjatyckie. Są to nierzadko modele trudne o zweryfikowania, praktycznie w naszej "sferze zakupowej" nie występujące. Dostępne dla wytrawnych internetowych łowców zapuszczających się na obcojęzyczne strony e-bay'a czy tao-bao.
Drugim kluczem moich poszukiwań są zegarki europejskie, lub w europie cenione, które do Azji zawitały na nadgarstkach obcokrajowców i z różnych przyczyn w tych krajach pozostały - to przecież naturalny drugi kanał zasilający wtórny rynek.
Po chwili grzebania w pudełku wyszperałem właśnie to Seiko Sea Horse. Jest to model najprawdopodobniej z lat 60-tych, w zasadzie w żaden sposób nie jest on szczególny ale jak to bywa na wakacjach siłą rozpędu dołączył do zbioru.
Kupując widziałem podstawowe wady i braki takie jak lekka patyna-pleśń na tarczy, podrdzewiałe wskazówki, nieorginalny dekielek czy lekko podginane uszy. No cóż można powiedzieć kiepsko - ale rekompensuje to w pełni sprawny mechanizm o automatycznym naciągu z działającym (to rzadkość) datownikiem.
Zegarek przeszedł podstawowe zabiegi - gruntowne mycie i konserwację koperty - szczególnie gwintów i uszu. W tym modelu jest to w miarę wygodne jako, że jest to koperta trzy częściowa - szkiełko dociskane jest zewnętrznym pierścieniem do korpusu koperty, rozkłada się ją wygodnie ale i brud wchodzi we wszystkie załamania równie łatwo.
Po godzinie pracy prezentuje się on tak:
 |
Dosyć ciekawy układ indeksów w którym cyframi oznaczona jest tylko godzina 12-sta, po za tym charakterystyczny napis Sea Horse. |
 |
Jeszcze w Indiach kupiłem pasek znanej marki w tamtym regionie Titan - producenta zegarków i akcesoriów. |
 |
Widok od frontu, mimo braków pozostanie on raczej w takim wyglądzie. |
 |
I wnętrze - jak widać dekielek oryginalny i będę musiał poczekać na jakiś model z prawdziwym morskim konikiem na odwrocie. |
 |
Werk w dobrej kondycji, ładnie wypełnione na czerwono napisy, rotor chodzi bez luzów na łożysku, balans również w porządku - jedyne co widać to wżery na gwincie wewnętrznym koperty. Warto dodać że koronka ma funkcję przycisku którym "pompując" można zmienić datę. |